Dziś o pewnych zjawiskach ?zmiany?, jakie zostały zauważone podczas długich godzin spędzonych na kortach i obok nich. Z góry przepraszam drogie Panie, za to, że zjawisko jest przedstawione w optyce typowo męskiej, ale ? proszę zrozumieć ? koszula bliższa ciału i z przyczyn biologicznych innej optyki nie posiadam.
Po zdjęciu długich spodni, zegarków, zamknięciu najnowszych komórek na cztery spusty w klubowych szafkach. Poważni mężczyźni wracają do szkolnych czasów. Fikuśne spodenki, krótkie rękawki, trampeczki, froteczki, rakietki.
To pierwsza i jakże miła metamorfoza po przekroczeniu wrót klubu, dla większości zagonionych w życiu codziennym milusińskich. Wpadają z radością na wypolerowane parkiety, prężą się i pląsają od ściany do ściany. Rozgrzewka, łyczek napoju, zawiązanie butów, kilka miłych, wesołych słów i zaczyna się mecz.
Z początku zazwyczaj podobnie. Czy to liga, czy turniejowe starcie, pierwszym piłkom towarzyszy skupienie, czasem lekkie napięcie. Potem walka nabiera tempa ( chyba żeby nie nabrała, wtedy kończy się szybko, bezbarwnie i bezboleśnie dla przewyższającego formą zawodnika). Jeśli jednak tego tempa nabrała, atmosfera zaczyna… można by rzec gęstnieć.
Żaden z panów nie jest w stanie narzucić swojej wyższości. Grają równo, punkty też rodzą się równo dla obu stron w jednakowych bólach. Jest coraz ciaśniej. Twarze spowijać zaczyna piękny sportowy rumień. Kort się zwęża i kurczy. Krew pulsuje w skroniach, miejsca coraz mniej, przeciwnik coraz bliżej. Gra jakby bardziej kontaktowa się robi. Znika też atmosfera przyjaźni i radosnej sielanki, tak przecież obecna na początku spotkania.
Brak tlenu zaczyna dawać znać o sobie. Wraz z jego znacznym spadkiem, mnożą się w głowach autowizje grających.
Drastycznie i wprost proporcjonalnie do spadku zawartości tlenu we krwi, wzrasta ocena własnych umiejętności i co za tym idzie walka do upadłego, w obronie ich czci i klasy, wobec pojawiających się w tejże grze sytuacji konfliktowych (wszelkie lety i stroki z obcej ziemi przyniesione).
Gra zaczyna przechodzić w fazę wyższą, teatralną. Zawodnicy wkładają w nią więcej składowych estetycznych. Piękne replaye, odtwarzane przed sobą w zwolnionym tempie. Wyrafinowane pozy, figury dramatycznie poskręcanych ciał w rekonstrukcji zdarzeń. Osobną kwestią jest literacka fantazja, w interpretacji tychże już zaszłych zjawisk i rozrzut, jaki panuje między wersjami zainteresowanych. Czysta finezja.
Spośród różnych form meczów, o których wspomnieliśmy na początku, uważam, że najpiękniejszą formą takiego widowiska jest mecz ligowy, w wersji ?twarzą w twarz?, bez świadków mogących całe zdarzenie psuć swoją niezaangażowaną, prymitywną, obiektywną oceną. Ingerencja takiego obserwatora, dla przykładu w sytuację ?podwójnej piłki? niszczy w jednej sekundzie potencjał dramatyczny tejże sytuacji. Gdy przeciwnicy zaczynają intensywną wymianę wersji percepcji świata, gdy żyły na skroniach zdają się pękać i na twarzach widzimy autentyczną kipiel emocji, taki ? pożal się boże ? obserwator leżący bezczynnie na kanapie przed kortem- z tętnem najwyżej 60 -, niszczy całe piękno rozwijającego się piekła. Sportsmeni szykują się już do szermierki na argumenty, w wyobraźni skrzą się warianty obrony, a tu obserwator bełkocząc ?dobra!? zabija rodzącą się sztukę, po czym zapada się w miękkie oparcie, ze swoim nudnym obiektywizmem.
Mecz turniejowy nie posiada tak wielkiego potencjału interpretacji świata, jak ?samotna ligówka?, przez postać sędziego, który niszczy wszelką kreatywność poznawczą graczy. Owszem zdarzają się wyjątki od reguły, szczególnie gdy jeden z graczy jest na większym odjeździe tlenowym, jednak wtedy stroną w potyczce interpretacyjnej staje się sędzia ? biedny skądinąd, bo odcięty przez własną pozycję siedzącą od beztlenowego haju. Wtedy staje przed gniewem rozognionego organizmu sam będąc w fazie spoczynku, z oceną sytuacji ostrą jak brzytwa. Złączyć tych dwóch światów nic nie jest w stanie, ale dają wiele radości poznawczej obserwującej je publice. Gniew i bezradność na korcie, przeciw chłodnej, zazwyczaj prawdziwej ocenie na krzesełku sędziego. Krzyki, groźby, grymasy twarzy, aż po odejście z fochem w chłodne otchłanie szatni, w przypadkach skrajnych. Trudno się dziwić, zachwiany umysł broni swojej wizji do ostatniego żołnierza, a waga argumentów, które wytoczył i brak ich uznania, czyni z sędziego – w jego oczach ? co najmniej człowieka nikczemnego używając słów delikatnych.
Piękną oznaką wejścia w fazę beztlenową jest występująca również w wyżej przedstawionych przykładach faza ?zgłębiania siebie?. Osobnik w owej fazie wyższego rzędu, zaczyna niejako godzić się z samym sobą. Zmierza w głąb. Być może jest to jakaś wstępna forma żegnania się z tym światem. Faza ta objawia się zazwyczaj wewnętrznym, acz prowadzonym na głos dialogiem. Osoba pobłogosławiona tym stanem zaczyna głośno nawoływać samą siebie własnym imieniem, najczęściej w formie gróźb lub pochwał. Zdarzają się również pojedyncze, głośne intonacje imienia – po słabszych zagraniach – powiązane z błagalnym spojrzeniem w świetlówki nad kortem i delikatnym głaskaniem ścian dłonią.
Wszystkie opisane anomalie kończą się zazwyczaj w pierwszych sześciu godzinach po meczu i nie stwierdzono stałego uszczerbku dla zdrowia u osób, którym dane było wejść w powyższe formy zawodnicze.
Dla kobiet planujących zamążpójście z zawodnikiem, zaleca się dyskretną obserwację wybranka w dwudziestej ? i wyżej – minucie meczu. Po tym czasie występuje większość z opisanych zjawisk, a także zdarzają się zachowania agresywne, które mogą pomóc wam w dalszej weryfikacji kandydata 1.
- uwaga za zachowanie agresywne nie należy brać ?pozornego rzucania rakietą?, które objawia się jedynie odrzuceniem jej ruchem posuwistym po podłodze, co jednak jest jedynie tanią próbą manifestacji siły przed przeciwnikiem. Zachowanie agresywne właściwe, charakteryzuje się wymogiem udania się po rzucie po nową rakietę do pobliskiego centrum dystrybucji