W poprzednim artykule podjąłem temat poprawiania umiejętności gry poprzez jej analizę względem defensywy i ofensywy. W tym, chciałbym wskazać jeszcze jedno ogromne pole do poszukiwania progresu umiejętności, czyli „mental”, a konkretnie przygotowanie mentalne do rywalizacji w naszej dyscyplinie.

Myślę, że dziś już mamy za sobą czasy, gdzie można by usłyszeć taki tekst: „Panie trenerze, czy reprezentacja polski zamierza rozpocząć współpracę z psychologiem sportowym…”, a w odpowiedzi padło: „u nas nie ma wariatów…”. To autentyczna historia z konferencji prasowej reprezentacji polski w piłce nożnej sprzed wielu lat. Mniejsza o to kto był wtedy jej trenerem, większa o to, że dziś już na szczęście to nastawienie jest przeszłością. Dziś praca z psychologiem sportowym to już niemal norma, a jej efekty można zobaczyć w postaci sukcesów naszych sportowców jak Iga Świątek czy Robert Lewandowski, gdzie nie owijają w bawełnę i wśród czynników swoich sukcesów wskazują na pracę w obszarze mentalnym. A z czym my się tam mierzymy…? Oooo! Mam wrażenie, że dotykam „puszki Pandory” i jej wieka. W tytule artykułu przywołałem spotkanie z wewnętrznym sabotażystą, bo to bodaj najczęściej spotykana przeze mnie sytuacja w sferze mentalnej z jaką mierzy się sportowiec na wielu różnych poziomach zaawansowania. To jest właśnie ciekawe, że ten konstrukt mentalny widzę zarówno u osób rozpoczynających grę na punkty, jak i u bardziej zaawansowanych graczy turniejowych. Czym on się charakteryzuje? Bardzo często można spotkać tego sabotażystę pod postacią totalnej bezradności w grze, utraty kontroli nad decyzyjnością w wyborze zagrań, nawet dostrzegam go w szybkiej utracie sił fizycznych względem poziomu wytrzymałości jaką zawodnik prezentuje normalnie na treningu. Tak, czy owak, kiedy ten „diabełek wyskakuje z pudełka” cała robota idzie jak po grudzie.

Co zatem robić?

Idealnie byłoby znaleźć kogoś do współpracy, kto jest fachowcem w dziedzinie pokonywania takich przeszkód mentalnych. Na pewno takim fachowcem jest psycholog sportowy. Jednak umówmy się, włączenie takiej współpracy musi mieć sens na wielu poziomach, wolicjonalnym – trzeba tego chcieć i być przekonanym, a raczej nie mieć oporu przed taką pracą i trudnymi pytaniami jakie psycholog postawi; trzeba mieć na to finanse, co nie jest bez znaczenia szczególnie kiedy nasze hobby jest finansowane z własnej kieszeni; mieć możliwość „skonsumowania” tej pracy. Mam tu na myśli wdrożenie jej w realne warunki na korcie. Praca z psychologiem to jedno, a kort i rywalizacja to drugie. W założeniu obydwie rzeczy mają zadziałać wspólnie, ale w praktyce różnie to bywa. Tak więc czasem niepewność (brak gwarancji) rezultatu może wykluczyć pójście w kierunku psychologa sportowego. Powstaje zatem pytanie czy można coś zrobić samemu? Zawrę tutaj klauzulę, że wszystko co teraz napiszę nie jest żadną poradą czy namową do wykorzystania tego doświadczenia u siebie. Jest jedynie próbą zwrócenia uwagi na pewne rzeczy, które wydają się być powtarzalne i mogą być reprezentatywne dla większej ilości osób, a które to wystąpiły podczas mojej pracy trenerskiej na korcie z moimi zawodnikami lub graczami amatorskimi. Jeśli cokolwiek tutaj z tobą nie zarezonuje, bądź uznasz to za niepomocne dla ciebie to całkowicie zignoruj ten fragment artykułu.

Czy zauważyłeś wytłuszczony fragment tekstu? No właśnie… Chcę poświęcić trochę słów na temat uwagi. Ileż to razy słyszeliście te słowa – uważaj, bo…zwróć uwagę na…bądź uważny…skup uwagę na…itd. To zjawisko zaczęło mnie intrygować na tyle, że zrobiłem research dotyczący wiedzy czym ta uwaga jest i jakie może mieć dla nas znaczenie, skoro tak często pada w kierowanych do nas komunikatach. Wyniki moich poszukiwań bardzo mnie zdziwiły, bo okazało się, że zmierzyłem się z fundamentalnym dla rozwoju człowieka zjawiskiem. Słowo uwaga pochodzi od dwóch łacińskich słów – ad- znaczące ku oraz tendere, znaczące rozciągać. Rozciągać się ku…No właśnie…i nie chodzi tu wcale o użycie ciała i jego mięśni, a wręcz przeciwnie. Skupianie uwagi, jej przenoszenie lub podzielność, co też jest znanym dla nas terminem, jest pewną jakością mentalną, którą każdy z nas ma, bez wyjątku. Zatem do czego ona na służy? I tu, kiedy zetknąłem się z tą wiedzą byłem naprawdę podekscytowany, bo jest to wiedza z zakresu podstaw, a ja zetknąłem się z nią dopiero poza procesem edukacyjnym, czyli dokopałem się do niej sam.

Uwaga to zjawisko przesuwania energii (Einstein powiedział, że wszystko jest energią i jak na razie nikt tej tezy nie obalił) z obiektów fizycznych na obiekty fizyczne, ale także dotyczy to obiektów mentalnych (wspomnienia, przeżycia, doświadczenia) zapisanych w pamięci. Zrobiło mi się naprawdę ciekawie, bo zacząłem zastanawiać się jak to wykorzystać w nauce squasha i w poprawie gry zawodników mierząc się z tym przywołanym w tytule wewnętrznym sabotażystą, który zrobi wszystko abyś nie osiągnął sukcesu. Pierwsze wnioski, które tu sformułuję są takie: jeśli widzę, że u mojego zawodnika, ucznia, klienta uwaga jest rozproszona lub skupiona w obszarach dystrakcyjnych (przeszkadzających, sabotujących działania) zaczynam zabierać tą uwagę z tych obszarów i przekierowywać ją na obszary wspierające.

Przykład:

Uczeń pracuje nad forhendem i przychodzi moment, kiedy zabieramy się za bekhend, nagle pada stwierdzenie, oj teraz będzie ciężko…Pytam wtedy, jak bardzo jesteś o tym przekonany, że będzie ciężko? Jak wiele dowodów masz na to, że może być ciężko? Skąd pochodzi to stwierdzenie, że będzie ciężko?…itd. Tak, to mówi do Ciebie jego sabotażysta, patrzysz mu prosto w oczy trenerze i teraz albo ty jego, albo on ciebie. To są te momenty, w których naprawdę można przyspieszyć naukę dość skomplikowanego ruchu dźwigni squashowej. Moim celem, jako trenera jest zmierzyć się z tym sabotażystą i pokonać go w „walce” na argumenty. Jeśli tylko uda mi się zachwiać skutecznie tym przekonaniem o „ciężkości bekhendu” moja praca idzie duuuużo łatwiej. Ostatecznie oznacza to przeniesienie uwagi z czegoś, co podświadomie mu nie służy na coś co będzie go wspierać „bekhend jest równie łatwy w nauce co forhend”, bo czemuż nie miałoby tak być? Jeśli do tego konstruktu uda mi się sprowadzić uwagę ucznia wtedy w sferze fizycznej dzieją się bardzo ciekawe rzeczy i ludzie są sami zaskoczeni efektywnością tej pracy w sferze rezultatów nad opanowaniem tego specyficznego ruchu rakietą na bekhendzie.

A co zatem dla zawodników?

Ano też jest coś bardzo wyjątkowego. Myślę, że już każdy zawodnik jest świadomy, że w czasie gry występuje zjawisko percepcji. Na szkoleniach, które prowadzę dla PZSQ poświęcam temu zagadnieniu sporo czasu. Percepcja w ujęciu naszej dyscypliny to odczytywanie sygnałów, które przeciwnik nam wysyła w czasie gry. Te sygnały odpowiednio odczytane prowadzą zawodnika do przewidywania/odgadnięcia (antycypacja) zamiarów przeciwnika jeszcze przed uderzeniem lub dokładnie w czasie uderzania piłki. To jest kluczowe w kolejnym etapie podjęcia decyzji, co z tym wszystkim mam zrobić, jaki będzie mój kolejny ruch, aby wytworzyć w grze możliwie dużą presję na przeciwnika. W trzeciej kolejności jest wykonanie zamierzonego uderzenia, które oparte jest o wcześniejsze dwa parametry: percepcję i decyzję. Tak zbudowana gra daje szansę na szybkie wygrywanie, a wygrywanie poprawia „mental” jak nic innego.

Domyślacie się już, że dobre zarządzanie uwagą w czasie gry, czyli wysyłanie jej tam, gdzie jest przeciwnik i odczytywanie sygnałów, co on zrobi, daje możliwość skutecznej odpowiedzi na jego zagrania. W tej sferze toczy się bardzo zacięta rywalizacja. Często tego nie widać, bo to sfera umysłu. Widzimy jedynie skutki tej „mentalnej bitwy” albo w postaci wygranej albo przegranej. Zatem bierz „byka za rogi” jeśli ten temat jest Ci bliski i ujarzmij go zanim przejmie kontrolę nad Twoją grą.