W poprzednim odcinku zakończyliśmy, w momencie etapu nieśmiałego wejścia w prawdziwą grę. Jeszcze nieśmiałym, bo raczej gracie jedynie we własnym gronie i nie czujecie sie zbyt komfortowo wśród graczy na kortach obok, tłukących czarną piłeczkę już z dużo większą gracją.
Zakupiliście już wymarzony sprzęt. Nowe frotki już opinają nadgarstki i czoła. Rakiety już mają pierwsze zadrapania, a wy nadal gracie i trenujecie z tą samą osobą. I zaczyna się dłużyć…
Jesteście w momencie, kiedy ciało partnera / partnerki już niemal krzyczy do was o tym co za chwilę się wydarzy. Lekki skręt bioder i wiemy, że będzie drive. Odwrócenie głowy i cross, Zawahanie lewego pośladka wskazuje drogę do dropa. Jednym słowem znacie się aż nadto. Wspólne godziny na korcie już nie tworzą tak wielu zaskakujących rozgrywek. Frajda z samej gry naturalnie jest coraz większa, bo po prostu więcej umiecie. Ciała i umysły rwą się do boju, ale musicie znaleźć nową zwierzynę i kolejne rozwijające bodźce.
Spoglądacie coraz śmielej na zestawy graczy w klatkach obok. Porównujecie swoje umiejętności i coraz więcej wiecie o grze własnej oraz tych, których obserwujecie. Wcześniej jakikolwiek zalążek wymiany, której się przypatrywaliście robił niesamowite, paraliżujące wrażenie. Teraz już trochę, jakby mniej. Zaczynacie się porównywać i nawet z lekka krytykować zagrania i poziom graczy. Wyobraźnia podsuwa obrazy niesamowitych triumfów. Puchary już wędrują do waszych rąk, medale nie mieszczą się na ścianie, a prezydent miasta już niecierpliwi się na myśl o waszej wizycie. To czas na rozwinięcie skrzydeł. Czas podbojów, rywalizacji i lizania ran.
6. Liga
Nadszedł czas na Ligę!!!
Rozejrzyjcie się szerzej. Może już gdzieś mignęła na ścianie tabela ligowa. Jeżeli nie, to zwyczajowo skierujcie kroki do recepcji lub zapytajcie instruktora. Większość klubów prowadzi rozgrywki klubowe, podzielone na odpowiednie poziomy zaawansowania.
I jest, przed twoimi oczami. Twój rozkład jazdy. Zmora i miłość. Główna lektura najbliższych miesięcy, a może i lat. Masz tabelę ligową przed sobą. Nazwiska płyną z góry na dół lub są podzielone w grupach. To właśnie twoje nowe terytorium łowieckie.
W standardowych rozgrywkach najczęściej jest jedna główna tabela, z zawodnikami przyporządkowanymi do miejsc jakie zajmują w rankingu. Obok nich są punkty jakie możecie zdobyć za pokonanie danego przeciwnika oraz regulamin: z kim możesz grać, ile meczy jest zliczanych do miesięcznego podsumowania i ogólnie cała instrukcja obsługi. Teraz wystarczy tylko się zapisać.
Serce drży, w głowie się kotłuje: Czy to już? Czy dam radę? A co, jak przegram?
Spokojnie. Na pewno przegrasz i na pewno też wygrasz. Zaczynając z dołu tabeli i mając kilka treningów za sobą powinno być co najmniej walecznie, jeśli nie zwycięsko.
Jesteś w momencie, w którym emocji będzie bardzo dużo, a samą ligę, jej wyniki i rankingi będziesz śledził częściej i skrupulatniej niż makler wykresy giełdowe.
Wszystko jest nowe. Sama myśl o zagraniu z kimś obcym powoduje małą palpitację, ale spokojnie. Jak najprościej zacząć? Zacznij.
Telefon w dłoń i umawiamy pierwsze spotkanie. Drobna rada: dla bezpieczeństwa wypożycz lub kup okulary. W dole tabeli może być różnie, a jest jeszcze tyle rzeczy do zobaczenia na tej pięknej planecie.
Załóż, że kilka meczy rozegrasz jako zwykłe przetarcie. Jeżeli nie uda się nawiązać walki to wróć jeszcze potrenować. Treningi, tak czy inaczej warto kontynuować, z trenerem lub chociażby z innym graczem. Jeżeli pójdzie dobrze, to prędzej czy później natrafisz na swoją ścianę. Te cykle będą się powtarzać. Treningi, progres, przeskoczenie jednego lub kilku graczy wyżej i znowu ściana, ale to bardzo wciąga i daje motywację, do dalszej pracy. Coś jak kolejne levele w dobrym RPG.
Spotkanie umówione?
Ok, bierz ze sobą nawodnienie, sprzęt, zjedz makaron i pędź do klubu z tym dziwnym niepokojem jakbyś znowu miał zdawać maturę. Powodzenia i zazdrościmy tych emocji.
Liga pozwoli zawrzeć wiele nowych znajomości i stworzyć masę sportowych wspomnień. Kolejne zdobyte kamienie milowe, w postaci zwycięstw nad przeciwnikami, którzy wydawali się nieosiągalni. Mecze o różnej temperaturze, włącznie z mini wojnami i – balansującymi na granicy trzaśnięcia drzwiami – bataliami o interpretację przepisów.
Generalnie jak najszybciej wchodźcie w ten etap. Tu naprawdę będzie się działo!!!
Jeżeli was wciągnie, to kolejnym etapem jest gra turniejowa. I tu już ogranicza was jedynie, motywacja, talent, zdrowie i głód squasha oraz sukcesu jaki chcecie zaspokoić. (O wieku nie wspominamy, bo jest bezmiar wszelkich kategorii wiekowych).
Zaczynamy od turniejów klubowych, później kategorie: C, B, A (Polskiej Federacji Squasha). Jeżeli wyobraźnia pozwoli idziemy dalej, kończąc na podium Professional Squash Association. Czego życzymy z całego serca każdemu z polskich graczy. Może kolejne pokolenie wejdzie wreszcie na salony, pierwsze próby już mamy za sobą.