Dawniej powiedzieli byśmy „zrób to sam”, teraz mamy DIY , bo pan Adam to trochę naciągał i nie wszystko tak ładnie wychodziło, a to z nim się ta fraza głównie kojarzy, ale ad rem (do rzeczy – pisząc po polsku): dzisiaj trochę o tym co można zrobić samemu dla squasha.
Po woli zbliżają się wakacje, niektórzy już są myślami na urlopach. Wielu wykorzysta ten czas na przerwę od squasha i zajęcie się innym sportem (co polecam) lub błogim lenistwem (tego raczej nie polecam). Są jednak i tacy, którzy spędzą urlop „po staropolsku”, więc będą: woda, piasek i ruch lub nawet słońce (czyli betoniaka i remoncik). Niezależnie od tego, co będziecie robić i kiedy czeka was remont, warto zastanowić się: „czy mam czas i taką potrzebą, żeby zrobić coś dla siebie i poprawy swoich wyników na korcie”? Jeśli odpowiedź brzmi tak, to mam kilka gotowych podpowiedzi, na temat tego co sobie w domu zrobić, żeby mieć miejsca na ćwiczeniw squasha. No i nie o kort chodzi.
Ręka …
Do ćwiczenia ręki i odbić niewiele nam potrzeba. Wystarczy, rakieta i trochę miejsca. Najlepiej opowie o tym CouchPhillip:
Czyli zwykle wystarczy trochę wolnej przestrzeni, nawet bez remontu się obejdzie.
Czasem jednak, potrzeba trochę wzmocnić ramię, a nie zawsze jest czas i możliwość iść na kort, do tego celu wystarczą: kawałek rurki, 2 uchwyty i guma do ćwiczeń:
Do tego trzeba już troszkę miejsca, ściany, którą można podziurawić i wiertarki. Za to jak dobrze to sobie zrobimy, to możemy ćwiczyć mięśnie na różnej wysokości (z wykrokami, jeśli mamy dość miejsca), pod różnym kątem i z różną prędkością. Ćwiczenia można tak układać, że możemy też wzmacniać mięśnie głębokie (blokujemy ramię i ćwiczymy głównie skręty tułowia). Wierzcie mi: można się na tym nieźle zajechać.
Możemy też sami zmontować sobie odpowiednik Squash Tech Buddy. Cel zacny, ale ja po tym, jak po raz kilkunasty piłka poleciała do sąsiadów, dałem sobie spokój, bo już mi głupio było chodzić ich przepraszać. Dobrze, że nigdy nikogo nie trafiłem, a ten jeden raz gdy trafiłem w grill sąsiadów, akurat nie był używany.
… noga …
Tu też jest ogromne pole do popisu. Zacznijmy od ghostingu. Można go ćwiczyć nawet na większym balkonie czy małym ogródku, bo nie potrzebujemy od razu wyznaczać całego kortu. Wystarczy nam przecież zarys jednej ćwiartki. Małe przemeblowanie i możemy zaczynać.
Mieszkanie w bloku nie jest wymówką, bo do ćwiczenia nóg świetnie nadają się schody, a o te w bloku łatwiej. Jak macie z tym (bieganiem po schodach w bloku) jakieś opory to poczytajcie sobie „Hotel new Hampshire” – przejdzie wam.
Ja na początku miałem 2 palety, ale po ostatnich zabawach w ogrodzie zmontowałem sobie takie kamole, które łączą w sobie element estetyczny i przyrząd treningowy do squasha:
… mózg na ścianie
Do ćwiczenia z piłką, wbrew pozorom też dużo nie potrzeba. Wystarczy nam gładka ściana, którą można brudzić do woli i już możemy z bliska odbijać delikatnie piłką i ćwiczyć poprawne ustawienie nadgarstka oraz krótki swing. Możemy ćwiczyć woleje, dropy, skróty – zależnie od tego ile mamy miejsca.
Poniżej film na korcie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to był kawałek dowolnej ściany:
Na książkomordzie (FB) Rodriguez (tryumfator ostatniego British Open) udostępnił film, na którym pokazuje jak to w domu (właściwie to w ogrodzie) ma wyrysowany okrąg na ścianie (średnicy około 50 cm), w który uderza z woleja, jeśli dobrze pamiętam to było po 15 minut na forehand i backhand, czyli w sumie pół godziny ćwiczeń.
W czasie ostatniej przerwy od squasha, poznałem wiele ciekawych osób. Jedna z tych znajomości przyniosła mi taką samoróbkę (więcej o tym, może innym razem):
Pomysłów jest na pewno wiele i chętnie poznam wasze. Najbardziej ucieszył bym się, gdyby ktoś skonstruował polską maszynę do wystrzeliwania piłek. Jeśli jest tu jakiś inżynier, któremu tylko brak motywacji i funduszy na prototyp, to zapraszam do kontaktu.