Mecz finałowy turnieju już za nami i wszystko stało się oczywiste, ale zanim przejdziemy do ostatecznego podsumowania, to dla zachowania porządku, zacznę od półfinałów.
A w półfinale, podobnie jak poprzednich rundach, nie zabrakło emocji. Najpierw Nick Matthew dowiódł, że Londyński klimat mu sprzyja, pozbierał się przed meczem z Nowozelandczykiem. Potrzebował 55 minut by zmyć grudniową gorycz porażki z tym zawodnikiem i tryumfował w trzech setach:
Nick Matthew (ENG) Paul Coll (NZL) 3-0: 11-9, 11-8, 11-5 (55m).
Nick przyznał że temu turniejowi towarzyszy charakterystyczna atmosfera, szczególnie podczas meczu finałowego, czego przyczyn można upatrywać w tym, że widownia w piątkowy wieczór jest odprężona, a kilka drinków tylko pogłębia ten przyjemny nastrój. Jego zdaniem to najlepszy turniej w serii i bardzo mu go brakowało w zeszłym roku.
Drugi półfinał, dostarczył widzom trochę dłuższych emocji. Fares Dessouky i Borja Golan rozegrali pięć setów, które w sumie trwały 124 minuty. Choć uczciwie trzeba przyznać, że całkiem sporo tego czasu zajęły dyskusje z sędzią i powtórki. Mieli gracze ewidentny problem z przemieszczaniem się po korcie, kilkukrotnie nawet uderzając się boleśnie (właściwie to Hiszpan głównie uderzał).
Fares Dessouky (EGY) Borja Golan (ESP) 3-2: 12-10, 15-17, 13-11, 11-13, 11-5 (124m)
Po meczu Egipcjanin przyznał, że finał z Nickiem, to spełnienie jednego z jego dziecięcych marzeń: zagrać ze swoim idolem na jednej z wielkich imprez.
Trudny półfinał dał się najwyraźniej Faresowi we znaki i w rozgrywce finałowej, choć dzielnie walczył, nie dał rady bardziej doświadczonemu Nickowi, który z kolei przyznał, że była to ?walka na koncentrację?.
Nick Matthew (ENG) Fares Dessouky (EGY) 3-1: 11-9, 11-7, 10-12, 11-8 (70m)
Warto jeszcze wspomnieć, że Anglik całą wygraną przekazał 10-lietniemu graczowi walczącemu z glejakiem.