Prosta i efektywna taktyka nie tylko dla amatorów, choć im będzie najbardziej przydatna.
O taktyce i strategii pisałem już sporo. Najpopularniejszą i najbardziej uniwersalną taktykę opisałem w artykule o „Toście z jajkiem sadzonym„. Niestety ma ona jedną, dość poważna wadę, która utrudnia jej szybkie wdrożenie, szczególnie przez osoby początkujące: trzeba zrozumieć i zapamiętać kilka założeń. Nie jest to zadanie proste, ponieważ początkujący zawodnik skupia się głównie na tym, żeby właściwie się ustawić, utrzymywać poprawny uchwyt, pamiętać o powrocie to „T”, itd. Sporo tego jest do spamiętania, zanim poszczególne elementy zaczną być nawykiem. Brakuje miejsca i czasu na myślenie o taktyce.
Dlatego pokusiłem się o spisanie najprostszej możliwej taktyki, którą można stosować od pierwszych lekcji gry w squasha, pamiętając przy tym, żeby była efektywna i wszechstronna.
Gramy bezpiecznie
Jak już pisałem, skupiłem się na prostocie i efektywności.
Punktem wyjścia były dla mnie wnioski z artykułu o „Równaniu na squash”. Zatem zaczynamy od tego, że istotą gry w squash jest bycie gotowym do odbicia w „T” zanim przeciwnik zagra piłkę.
W praktyce oznacza to, że gramy głównie bezpieczne piłki, które dadzą nam przewagę taktyczną. Takie bezpieczne piłki, to najczęściej podstawowe zagranie wzdłuż ściany bocznej kortu, którym wysyłamy piłkę w tylny róg kortu. Jeśli widzimy, że na którejś ze stron mamy przewagę nad przeciwnikiem (to szczególnie dobrze widać, gdy jeden gracz jest prawo a drugi leworęczny), staramy się jak najczęściej przenosić grę na tę właśnie stronę. Czyli gramy crossy (pomocna będzie wiedza z artykułu o szerokości i szczelności).
Naszym celem, jest utrzymać naszą pozycję w „T”, czekając na błąd przeciwnika lub jego zmęczenie. Czasem może to trochę potrwać, ale nie ma się co spodziewać, że dojdziemy do 100 uderzeń próbują zdobyć jeden punkt, to rzadkość nawet zawodowym squashu:
Kiedy atakujemy?
Z atakiem nie ma się co spieszyć. W graniu amatorskim, bardzo rzadko jest ku temu okazja, zwykle efektywniej jest czekać na błąd przeciwnika, bo on i tak go popełni i straci punkt, a my minimalizujemy naszą szansę na utratę punktu unikając ryzykownych zagrań i błędów z naszej strony.
Jeśli jednak przeciwnik nie nadąża z powrotem do „T”, to rzeczywiście jest to okazja do ataku, ale i w tym przypadku robimy to w bezpieczny sposób. Zwykle polega to na tym, że zagrywamy piłkę tam, gdzie akurat nie ma przeciwnika. Czyli jeśli gramy sobie długie wymiany z tyłu kortu i nasz przeciwnik nie nadąża z powrotem na środek i zostaje z tyłu, gramy skrót (lub bost, jeśli wychodzi nam lepiej). Wybór narożnika, do którego gramy ten skrót nie jest taki oczywisty i do pewnego poziomu gry, nie trzeba sobie nim głowy zawracać, gramy tam gdzie umiemy (gdzie jest najmniejsze prawdopodobieństwo naszego błędu).
Gdy już umiemy grać trochę lepiej, możemy świadomie zdecydować o wyborze narożnika, do którego chcemy zagrać. Jeśli przeciwnik jest zmęczony to wybieramy narożnik, do którego ma najdalej. Jeśli ma ograniczone pole widzenia (stoi tak, że zasłaniamy mu piłkę), zagrywamy tam, gdzie tej piłki nie będzie widział do ostatniej chwili.
Oczywiście czasem może zdarzyć się przeciwniki, który odbiera wszystko (popatrzcie na film poniżej), ale bądźmy szczerzy: ilu jest Supermenów grających w squash?
Taktyka w punktach
- Twoim celem jest zagrać tak, żeby zdążyć wrócić do „T” zanim przeciwnik odbije piłkę.
- Jeśli przeciwnik nie zdążył wrócić do „T” to zagraj piłkę tam, gdzie go nie ma.
Prościej chyba się już nie da 🙂
Gdy nabierzecie trochę wprawy z tą taktyką, zobaczycie, że jest ona wprowadzeniem do nieco bardziej zaawansowanej taktyki „Tosta z jakiem sadzonym”, bo wystarczy do naszego algorytmu dodać kilka świadomych wyborów związanych z naszą i przeciwnika pozycją na korcie.