W końcu znalazłem rejestrator tętna, który spełnia moje oczekiwania: nie przeszkadza w graniu, jest bezpieczny i nie muszę się o niego martwić na korcie ani w basenie.
Po przetestowaniu kilku zegarków, czujników na klatkę piersiową i zaprzestaniu prób znalezienia urządzenia, które mnie zadowoli, trafiłem na Polar Verity Sense. Zdaje się, że ktoś, kto je projektował, myślał o graczu squasha, który chce mieć dane do statystyk, ale nie lubi elektronicznych rozpraszaczy.
O tym, dlaczego statystki tętna są ważne, pisałem tym artykule: Strefy tętna dla amatorów i zawodowców. Zatem dla własnego zdrowia i planowania rozwoju sportowego, warto wiedzieć, jak się kształtują, ale nie jest to wiedza, którą musimy dostać natychmiast, będąc na korcie.
Mój problem z zegarkami polega na tym, że ich nie lubię. Do tego bardzo mi przeszkadzają na korcie, często też boję się, że ja lub partner, czymś w nie uderzy i się zniszczą. Zegarek nosi się na nadgarstku, a dla mnie to miejsce na frotki (na ręce z rakietą zatrzymuje pot, ta na drugiej jest do wycierania czoła). Za mocno dociśnięty zegarek przeszkadza, za lekko — zakłamuje odczyty. Czynniki na klatkę piersiową wydają mi się jakieś takie niepraktyczne (u mnie zawsze się zsuwały albo przeszkadzały w oddychaniu) i nie umiałem się do nich przyzwyczaić na korcie. Wiem, że to bardzo subiektywne odczucia, ale dla mnie ważne, bo moje 🙂 Czujnik, o którym dzisiaj mowa, pozbawiony jest tych wszystkich wad.
Polar Verity Sense — unboxing
W pudełku dostajemy czujnik wraz 3 dodatkami: opaską, przejściówką USB, uchwytem do okularów (w domyśle pływackich, ale mogą być też inne).
Sam czujnik jest naprawdę niewielki. To okrągła, cienka pastylka.
Czujnik możemy włożyć w opaskę i założyć go, gdzie nam pasuje. Testowałem na łydce, na przedramieniu i bicepsie, i ta ostatnia lokalizacja najbardziej mi odpowiada. Tak umieszczony jest zabezpieczony przed uderzeniami, nie ma ryzyka, że zbroję nim krzywdę partnerowi na korcie (dodatkowo może być przykryty rękawem). No i nie zrobię krzywdy sobie. W tym miejscu jest sporo tkanki mięśniowej, więc nawet wpadając w ścianę, czujnik schowa się w mięśniach. W najgorszym wypadku zostanie jakiś siniak (u mnie się nie zdarzył, ale od dawana nie wpadam na ściany).
Przejściówka USB pozwala nam podłączyć czujnik do komputera i dzięki temu możemy: naładować go, zaktualizować oprogramowanie, zsynchronizować dane. Do tego ostatniego można wykorzystać też Bluetooth® lub ANT+, dzięki którym możemy połączyć czujnik z innymi urządzeniami (np. zegarek, telefon, itp).
Ostatni dodatek, z którym zmagam się chwilę na powyższym filmie, to uchwyt pozwalający zamocować czujnik do okularów pływackich (przed jego założeniem, trzeba czujnik wyciągnąć z innych uchwytów — ha! Ha!). Tak zamocowany powinien przylegać do skroni, żeby optymalnie pracował w wodzie.
Zabawę z czujnikiem zaczynamy od włożenie go do przejściówki USB i podłączenia do komputera w celu naładowania i aktualizacji oprogramowania.
Aplikacja
Czujnik może pracować z różnymi aplikacjami. Ja zdecydowałem się na Polar Flow, bo od dawana nie korzystam z żadnej innej i jakoś naturalne wydawało mi się pójście na łatwiznę i wybranie tego, co mi producent na tacy podaje.
Łatwość użycia
Czujnik ma raptem jeden przycisk i kilka diod, więc jest bardzo prosty w użyciu. Jedno ciśnięcie przycisku: uruchamia Bluetooth, więc możemy się połączyć z dowolnym urządzeniem, oraz włącza rejestrację tętna. W tym trybie możemy sobie na bieżąco monitorować nasze tętno na urządzeniu, z którym się połączymy i które będzie miało stosowną aplikację. Dodatkowo wciśnięcie przycisku aktywuje diodę po przeciwnej stronie obudowy, której kolor świecenia podpowiada nam poziom naładowania baterii. Na poniższym zdjęciu świeci na niebiesko, co znaczy, że bateria jest średnio naładowana.
Kolejne przyciśnięcie przełącza czujnik w tryb rejestracji treningu. To typowy tryb pracy na korcie. Wychodząc z szatni, przełączam urządzenie w ten tryb i zapominam o nim do końca pobytu na korcie. Schodząc z kortu, przytrzymuję przycisk przez ok. 2-3 sekundy (nigdy tego nie liczyłem), aż zgasną diody, co znaczy, że urządzenie się wyłączyło. A później synchronizuję w dogodnym momencie. Czasem zaraz po treningu łączę się z telefonem, czasem dużo później. Zdarzyło mi się już synchronizować cały miniony tydzień w weekend. Wg producenta sensor powinien wytrzymać do 30 godzin pracy, ale jeszcze nie korzystałem z czujnika na tyle długo, żeby to potwierdzić.
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sobie czujnik sparować z telefonem w czasie treningu i zachwycać się cyferkami w każdej przerwie. Czujnik ma zasięg ok. 150 m, co powinno wystarczyć do takiej pracy.
Trzecie wciśnięcie przycisku przełącza go w tryb treningu pływackiego. Niestety, wiecznie coś mi wypada (najczęściej problemy zdrowotne) i nie było okazji jeszcze tego trybu przetestować.
Polar Verity Sense to naprawdę bardzo proste (co powinno iść w parze z niezawodnością) i wygodne urządzenie. Powinno zadowolić każdego sportowca, który szuka tego typu rozwiązań w przystępnej cenie. Jeśli ktoś potrzebuje do treningów lokalizacji GPS — wystarczy sparować czujnik z telefonem, który będzie zbierał nam takie informacje. Ja nie mam zastrzeżeń, jeśli chodzi i korzystanie z urządzenia na korcie i w czasie treningów siłowych czy cardio. Mam nadzieję, że już niedługo przetestuję je też w basenie.
Kody rabatowe
Więcej o czujniku możecie poczytać i pooglądać na stronie producenta: https://www.polar.com/pl/produkty/akcesoria/polar-verity-sense
Gdybyście zdecydowali się na zakup dowolnego urządzenia na stronach Polar.com, zachęcam do skorzystania z poniższych kodów rabatowych, które dostaliśmy wraz z urządzeniem do testów:
– PANSQUASH10 – 10% rabatu na zakup zegarków Polar Vantage V2, Polar Vantage M2 oraz Polar Ignite 2;
– PANSQUASH15 – 15% rabatu na zakup pozostałych produktów z wyłączeniem zegarka Polar Grit X Pro (jest to zegarek, który kilkanaście dni temu pojawił się w sprzedaży. W takiej sytuacji nowe produkty objęte są dodatkowym rabatem dopiero po 2-3 miesiącach).