Zapewne wielu z was zna film prezentujący technikę ćwiczenia forehandu przez puszczanie kaczek, jeśli nie, to przypominam:

Pomysł zacny, spodobał mi się tak bardzo, że zaraz po powrocie do domu wziąłem psa i poszedłem puszczać kaczki, bo przecież w dzieciństwie byłem mistrzem podwórka w tej dyscyplinie (serio). Coś z tego mistrzowskiego rzucania zostało, ale pojawiło się ?ale? i to nie małe, a potem następne? Kaczka! To nie działa! Co jest nie tak? Problem w tym, że wypracowałem sobie trochę inną technikę rzutu, która zupełnie nie pomaga w poprawnym forehandzie. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że ta technika jest skuteczna tylko wówczas, gdy ma się już wypracowany poprawny ruch ręki przy tym uderzeniu, albo nie ma się jeszcze wypracowane nic.

Szczęśliwie, średnio inteligentny ze mnie małpiszon, a fajnego spaceru też szkoda marnować, to dopasowałem pomysł do swoich potrzeb i możliwości: znalazłem kawał kija grubością zbliżony do trzonka rakiety i zacząłem go rzucać psu, tak jakbym forehandem uderzał. Ponieważ nie było ryzyka, że wpadnę przy tym do wody, mogłem do tych rzutów dodać wykrok, poprawne ustawienie ramion względem linii rzutu. No i teraz ?zagrało?. Trudno powiedzieć, kto jest bardziej szczęśliwy: pies czy ja, bo teraz staram się ćwiczyć przy każdym spacerze. Nawet żonę mogę teraz zabrać na mój trening squasha, co prawda dziwi się, że tak dziwnie te patyki rzucam, ale mam dobrą wymówkę: ?tak dalej latają, a mnie potem ręka nie boli?.

Inny „mój patent”, to poranny ghosting (o tej technice będzie osobny wpis). Nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale ćwiczenie codziennie przez 10 minut jakiegoś aspektu technicznego daje dużo lepsze efekty niż ćwiczenie tego samego przez bitą godzinę. Dlatego po każdej sesji z trenerem, wymyślam sobie jakieś ćwiczenie, które mogę zrobić rano w domu, bez budzenie reszty rodziny i ćwiczę je codziennie rano przez 10 minut od poniedziałku do piątku (teoretycznie codziennie, ale staram się). Chodzi o takie rzeczy, jak obracanie ramion przy ruszaniu z ?T?, trzymanie rakiety nieruchomo, elementy swingu, czy co tam jeszcze trener u mnie wypatrzy.

Na przykład, mam problem z krokami (stawiam je za wielkie i za blisko piłki kończę), więc odmierzyłem sobie odległość od drzwi, stąd zaczynam (mój punkt T) i robię wypad jak do krótkiej piłki z przodu. Jestem na tyle blisko ściany, że muszę obrócić ramiona, żeby w nią nie uderzyć, kroki też muszą być małe, bo wyjadę poza drzwi i rakietą w coś przywalę. Filmu nie będzie, bo niezgrabny ze mnie orangutan 😉 Zamiast tego inny, znacznie fajniejszy pomysł na ghosting:

Czas na ostatni akapit i odpowiedź na pytanie postawione w tytule. Jedząc zupę, jak przy każdym innym jedzeniu, należy skupić się na przeżuwaniu, czerpaniu radości z zapachu, smaku, konsystencji potrawy. Wprowadzenie się w odpowiedni nastrój wpłynie korzystnie na nasze trawienie i zwiększy przyjemność z tych chwil wytchnienia, bo nawet od squasha trzeba czasem odpocząć.