… czyli o tym dlaczego podchodzimy zbyt blisko do piłki i jak temu zaradzić.
Nawigacji uczymy się od małego, od chwili gdy tylko zaczynamy się samodzielnie poruszać. Nasz mózg uczy się zapamiętywać trasy, oceniać odległości i tak wyznaczać kursy, byśmy skutecznie omijali przeszkody. Z czasem dochodzi do tego przewidywanie ruchów innych obiektów ruchomych (ludzie, zwierzęta, pojazdy), dostosowywanie prędkości do otoczenia i innych wymagań, itd.
Na korcie…
… cały ten mechanizm działa. No prawie, w każdym razie raczej na pewno przejdziemy przez wejście na kort, nie wpadając na ściany, przechodząc mniej więcej środkiem tegoż przejścia. Teraz już łatwizna: dotrzemy do naszej pozycji wyjściowej nie wpadając na ściany, przeciwnika itd. Pełen sukces.
Jednak gdy piłka zostanie odbita… zaczyna się tragedia. Dlaczego?
Bo nastąpiła ogromna zmiana, z której sprawę zdają sobie tylko nieliczni gracze amatorscy i niestety nie wszyscy trochę bardziej zaawansowani. Do tej pory nasz mózg wypracował sobie system nawigacji opary na środku naszego ciała, z poprawkami na naszą szerokość, wysokość i aktualne położenie członków ruchomych jak nogi i ręce. Przez lata wypracował świetne algorytmy, które po wejściu na kort squash trzeba diametralnie przebudować. Od teraz trzeba nawigować uwzględniając sweet spot naszej rakiety. Już nie środek naszego ciała, ale 2/3 naszego naciągu w stronę główki, to nasz centralny punkt.
Co to oznacza?
Potrzeba czasu i świadomych ćwiczeń, żeby mózg wypracował odpowiednie, nowe procedury. Potrzebuje danych do wyliczeń.
Jeśli często podchodzisz zbyt blisko do piłki lub jesteś w miejscu uderzenia zanim dotrze tam piłka, dzieje się tak ponieważ nadal opierasz się na nawigacji względem środka swojego ciała.
Przyjrzyjmy się takiemu obrazkowi: właściwe ustawienie do odbicia oznacza, że sweet-spot jest na wysokości piłki, rakieta jest mniej-więcej w położeniu równoległym do płaszczyzny parkietu, ramię wyciągnięte, nogi w pozycji wypadu. Sweet-spot jest kilkadziesiąt centymetrów (nawet ponad metr jeśli mamy długie ramiona i akurat odbijamy w szeroki wykroku) od środka naszego ciała. I tę ogromną różnicę, w skali kortu do squasha, nasz mózg musi uwzględnić. Co oznacza, że aby dobrze wyliczyć naszą pozycję nasz mózg musi i to jest wersja uproszczona: oszacować gdzie i kiedy spadnie piłka, wyznaczyć punkt, w którym będzie optymalna do odbicia, obliczyć gdzie i w jakim czasie powinien być nasz środek ciała, żeby dodając do niego odległość sweet-spotu, która będzie różna, zależnie od kątów ugięcia łokcia i nadgarstka, ten że sweet spot był we właściwym miejscu w optymalnym czasie.
Dla utrudnienia wracając do „T”, mózg musi się przełączyć na nawigację względem środka naszego ciała. Dodatkowo nawigując względem sweet-sportu, mózg musi uwzględnić „cały ten majdan” w postaci naszego ciała, trzeba zadbać o jego bezpieczeństwo, uważać np. na ściany no i pamiętajmy, że na korcie jest drugi podobny obiekt, mniej lub bardziej przewidywalny, ale cały czas ruchomy – nasz przeciwnik. No i malutka piłka do tego.
Jak się tego nauczyć?
Jak zwykle: ćwicząc. Świadomie ćwicząc.
Najlepszy będzie nieśmiertelny (sic!) ghosting. Trzeba tylko pamiętać, żeby w ramach tych ćwiczeń zmieniać nasze nawyki z życia codziennego i utrwalać te właściwe dla gry w squash. Nic się nie zmieni, jeśli będziemy w ramach ghostingu, biegać za głęboko, ustawiać się zbyt blisko wizualizowanej piłki, czyli nadal się opierać na nawigacji względem środka ciała.
Gdy już trochę opanujemy właściwe poruszanie się po korcie, dokładamy piłkę, potem przeciwnika i zostajemy mistrzami.