Dzisiaj próba odpowiedzi na pytanie: to jak to w końcu jest, mamy patrzeć na przeciwnika, może na piłkę, a może celować? Wszystkie te trzy rzeczy polecałem w osobnych artykułach. Spróbuję pokazać jak je ze sobą pogodzić.

Gdzie jest problem?

Jeśli ktoś nie dostrzegł jeszcze problemu, w jednoczesnym patrzeniu na piłkę, na przeciwnika i celowaniu, to postaram się go pokazać.

Historycznie patrząc, pierwszy był artykuł o tym, żeby patrzeć na piłkę (link). Już same zawarte w nim porady, mogą być nieco problematyczne. Nauczenie się właściwego sposobu patrzenia w squashu, nie jest takie proste, jak mogłoby się niektórym wydawać. A nawet gdy już się nam wydaje, że go opanowaliśmy, to często odkrywamy nowe sposoby podejścia do tematu, trafiając na coraz to bardziej wymagających przeciwników. Załóżmy jednak, że jesteśmy już w tym całkiem nieźli i potrafimy obserwować piłkę na korcie.

Przed nami pojawia się drugie wyzwanie: patrz na przeciwnika (link). No i tym razem dałem wam trochę podpowiedzi, jak właściwie na tego przeciwnika nie patrzeć, ale raczej zerkać. Niestety nasze oko jest skonstruowane tak, że obwodowo, czyli na krawędzi naszego widzenia, widzimy ruch, ale nie dostrzegamy szczegółów. A w czasie patrzenia na przeciwnika, to szczegóły są zwykle najważniejsze, bo patrzymy na niego po to, żeby przewidzieć jego zagranie i odpowiednio się przygotować. Kątem oka tego nie dostrzeżemy.

Photo by Joshua J. Cotten on Unsplash

Kompletnie się nam to wszystko może pomieszać, gdy jeszcze weźmiemy sobie do serca, całkiem słuszną uwagę, że zawsze trzeba celować (link). Przecież, żeby wycelować, trzeba patrzeć na miejsce, w które chcemy zagrać piłkę, czyli zamiast patrzeć na piłkę, w czasie odbijania (co zalecałem w poprzednich artykułach), należy patrzeć na wybrany fragment przedniej ściany. Ktoś może słusznie krzyknąć: dodatkową parę oczu poproszę! Niestety, tak to nie działa (na razie).

Co jest ważniejsze?

Jak zwykle, moja odpowiedź jest bardzo prosta: to zależy. Nigdy nie obiecywałem, że prosta, będzie oznaczała łatwa, bo to rzadko kiedy idzie z sobą w parze.

Dobrym rozwiązaniem wydaje się, skupienie się na trudniejszym zadaniu. Czyli, jeśli trudniejszym będzie samo właściwe uderzenie w piłkę, bo np. odbieramy trudne zagranie, lub próbujemy nietypowego odbicia, czy może takiego, które sprawia nam problemy — wówczas dobrym pomysłem jest patrzeć na piłkę i rakietę w trakcie odbicia. Podobnie w sytuacji, gdy ratujemy się z opresji i najważniejsze jest, żeby piłkę odbić i pozostać w grze, skupmy się na piłce i rakiecie.

Trochę inaczej wygląda sytuacja, gdy chcemy zaatakować. Atakujemy najczęściej w sytuacji, gdy mamy przewagę, więc zazwyczaj samo zagranie nie jest wyzwaniem, naszym celem nadrzędnym jest precyzyjne posłanie piłki w wybrane przez nas miejsca na korcie. W takich przypadkach szansę na nasze powodzenie możemy zwiększyć celując, czyli szukając na przedniej ścianie miejsca, w którym powinna odbić się piłka.

A co zrobić, gdy sytuacja jest niejednoznaczna i nie wiadomo co wybrać? Skupcie się na tym, co sprawia wam najwięcej problemów i najczęściej powoduje utratę punktu. Czyli jeśli zwykle w podobnych sytuacjach walicie w blachę, to patrzcie na przednią ścianę i celujcie tuż nad nią. Natomiast jeśli najczęściej uderzacie ramą, nie potraficie trafić „sweet spotem”, to skupcie się na piłce i rakiecie.

A jak to robią zawodowcy?

Zawodnicy na poziomie PSA, skupiają się na piłce. Jeśli przyjrzycie się ich grze, to zobaczycie, że ich wzrok zwykle podąża za piłką:

Po setkach godzin spędzonych na korcie nasz mózg doskonale wie, gdzie jest przednia ściana, gdzie kończy się blacha, więc w pewnym momencie nie trzeba patrzeć na przednią ścianę, żeby dobrze wycelować. Na pewnym poziomie zaawansowanie, celowanie nie oznacza konieczności patrzenia na przednią ścianę i to chyba klucz do rozwiązania tej zagadki.